Dariusz Misiuna: Jako jedną z przyczyn twojego przyjazdu do Wrocławia podawano fakt, że znajdował się tu kiedyś teatr “Laboratorium”. Czy zetknęłaś się kiedyś z działalnością tego teatru, jakie to były kontakty i co z tego wynikało?
Diamanda Galas: Grotowski miał bardzo duży wpływ na moją pracę, kiedy zaczynałam. Czytałam jego książki, a podczas swoich studiów dokładnie zgłębiałam jego prace. Również miałam wgląd w dokumentacje niektórych przedstawień Grotowskiego. Tym, co mnie szczególnie urzekło w jego pracy z aktorami, była intensywność ich ćwiczeń, fakt że aktor musiał wypełniać całą przestrzeń na scenie. Był sam na scenie, a jednak musiał w jakiś sposób wypełniać każdy aspekt, każdy element tej przestrzeni.
Czy poza Grotowskim zetknęłaś się z jakimiś innymi polskimi twórcami?
Miałam kontakt ze Sławomirem Chwastowskim – polskim reżyserem, tłumaczem literatury amerykańskiej. Był to też jeden z najbardziej hojnych ludzi, jakich spotkałam, ponieważ po pracy z nim, przysyłał mi książki Grotowskiego, Kantora i innych polskich autorów. Inspirują mnie również dzieła Żuławskiego i Pendereckiego. U tego drugiego szczególnie porywające jest nagromadzenie dźwięku, nagromadzenie głosu, dynamika i intensywność, jaką przekazuje w swoich utworach. Zawsze chciałam śpiewać w “Diabłach z Loudun” w tej partii, którą wykonuje Tatiana Trojanow.
Skąd w takim razie decyzja odejścia od opery Xenakisa, czy Globokara?
W rzeczywistości nigdy nie robiłam kariery w operze. Przez ostatnie piętnaście lat słyszałam liczne głosy, że byłam pieśniarką operową, która zapragnęła kariery awangardowej. Oczywiście, traktuję to jako komplement, ponieważ wskazuje to na pewną technikę. Ale moja technika pochodzi z pragnienia śpiewania tego, co słyszę. Wiedziałam równie dobrze, że muszę rozwijać technikę. Uczyłam się z tekstów Grotowskiego, Artauda i Reinhardta, równocześnie pracując nad techniką bel canto, dzięki czemu w tej chwili potrafię śpiewać bardzo długie frazy. Do tego dochodzą bardzo szybkie, bardzo dynamiczne zmiany tembru głosu. Z racji tych umiejętności Globokar zaprosił mnie do współpracy. Dwadzieścia lat temu zdarzyło mi się raz w życiu współpracować z Xenakisem, ponieważ powiedział mi że powinnam raz w życiu zaśpiewać jego utwory zanim stracę głos. Poświęcanie się dla kompozytora było wtedy bardzo modne. Twórca poświęcał wszystko, a jednocześnie wszystko tracił, gloryfikując kompozytora, szczególnie jeśli ów kompozytor był mężczyzną. Nie traktuję tego wszakże jako własnej pracy, dlatego wolałam się skupić na tym, co jest moje.
Jaka jest formuła koncertu “Złorzeczenie i Modlitwa”?
Jest to bardzo prosty koncert na głos i fortepian, który dotyczy osoby znajdującej się w skrajnej samotności. Dlatego niektóre pieśni mówią o więzieniu, inne o śmierci i ekstremalnych warunkach osamotnienia. Jeśli więc śpiewam pieśń Willie Dickinson “Insane in silent”, to analizuję ją i staram się wczuć w nią tak, jakby ją śpiewał człowiek ogarnięty paranoją, niejako wczuwając się w jego sytuację. A równocześnie składają się na ten koncert inne pieśni oparte na tekstach Baudelaire’a, Passoliniego, Mixco, pieśni, które mówią o śmierci w nieco inny sposób, dający się sprowadzić do postawy: “Jeśli śmierć przyjdzie jutro, powiedz jej, żeby jeszcze zaczekała, ponieważ mam trochę spraw do załatwienia”. Na drugim krańcu są pieśni Johnny Casha i “My World is Empty” Diany Ross. Wszystkie one krążą wokół greckiej obsesji śmierci. Nie są czynione na pokaz. Są egzorcyzmem o sprawach powszednich, jakbyśmy po długim okresie przerwy rozmawiali z matką i wymieniali informacje: “Ten umarł, kto inny jest chory, a tamten pewnie niedługo umrze. A jak ty się masz?” Z jednej strony, takie rozmowy wydają się całkiem normalne. Jeśli jednak umieścimy je w kontekście wybuchu epidemii AIDS w Nowym Jorku, w kontekście pokolenia czterdziestolatków, gdzie ta myśl stale się pojawia, kiedy wreszcie zadajemy sobie to pytanie, wtedy te rzeczy wyglądają całkowicie inaczej i stają się swego rodzaju przyjemnością. Zależało mi tutaj na ujawnieniu czarnego humoru. Myślę, że mam dobrze rozwinięte poczucie wisielczego humoru, które czasami przejawiają osoby idące na egzekucję, ponieważ uważam, że sentymentalizm jest za słaby dla Greków, jest pozbawiony smaku.
W niektórych swoich wywiadach miałaś powiedzieć, że jesteś za kastracją mężczyzn. Czy to prawda i co by to miało oznaczać?
O, nie wszystkich! Problem z karą śmierci w Stanach polega na rozbudzaniu emocji. Ludzie muszą bardzo długo czekać w celach zanim odbędzie się egzekucja. Tak więc w sytuacji, gdy taka egzekucja się odwleka, po pewnym czasie emocje narastają i ludzie zaczynają żałować osoby oczekującej kary śmierci, a nie osoby zabitej. Wtedy mamy właśnie do czynienia z tanim sentymentalizmem. Uważam, że byłoby znacznie lepiej, gdyby panowała zasada rewanżu i na przykład osoba zgwałcona mogła w ramach kary zgwałcić gwałciciela. Kastracja jest tutaj oczywiście pewnym rozwiązaniem, lecz problem z nią jest nadal taki, że mężczyzna wykastrowany wciąż może gwałcić. W Stanach istnieje poważny problem z więzieniami. Są one przepełnione, gdyż przebywa w nich zbyt dużo ludzi. Za gwałt można dostać rok lub dwa lata. Po półtora roku zwykle się wychodzi. Nie można uznać za dobre rozwiązanie przepełnianie więzień tego typu ludźmi. Idealnie byłoby, gdyby zaatakowana kobieta mogła zabić napastnika. Tyle że podczas gdy mężczyzna za gwałt dostanie półtora roku, ona będzie musiała pójść na osiem, dziesięć lat do więzienia. Oczywiście, można się wykupić, lecz trzeba być bardzo bogatym, żeby móc sobie na to pozwolić.
Nie sądzisz, że w naszym świecie znajdują się całe grupy wykastrowane przez społeczeństwo: kobiety, homoseksualiści i inne mniejszości?
O tak! Zgadzam się z tobą całkowicie! W Nowym Jorku, kiedy kobieta idzie ulicą, to w ciągu dziesięciu minut spotyka się z co najmniej trzema lub więcej wulgarnymi uwagami. To samo dotyczy innych tego typu grup. Homoseksualista idący ulicą musi zwracać uwagę na to, żeby szedł jakby był heteroseksualistą. Cały czas musi pamiętać o tym, kim jest i w jakim miejscu się znajduje. Każdorazowe wyjście z domu oznacza konfrontację. A nie jest to wcale łatwe. Można powiedzieć, że jest to konfrontacja albo ze sobą samym, kiedy to człowiek stara się być niewidzialnym, albo z kimś innym, który odkrywa tego typu rzeczy.
Kiedy przyjechałem do Wrocławia, na dworcu zobaczyłem ogłoszenie zapewne sponsorowane przez miasto dotyczące AIDS. Jako jedną z głównych przyczyn AIDS wymieniano w nim stosowanie prezerwatyw, ponieważ nie są one w 100% skuteczne. Jak byś skomentowała tego rodzaju edukację seksualną?
(Śmiech) Gdyby takie ogłoszenie pojawiło się w Nowym Jorku, byłabym pewna że Kościół Katolicki za to zapłacił, ponieważ katolicy w Nowym Jorku mają obsesję kondomów. Kościół Katolicki stara się oddzielić grzeszników od “czystych”. Prezerwatywy są tym, co pomiędzy, co można stosować i nie umrzeć. Można więc powiedzieć, że kondom jest rodzajem wybiegu, czymś co pozwala na oszukanie Kościoła i zniesienie granicy między tym co czyste i nieczyste. Wydaje mi się, że to co widziałeś jest jedną z głównych przyczyn, dla których ludzie umierają na AIDS.
Jaką więc rolę odgrywa w twej sztuce religia?
Dla mnie religia jest przede wszystkim formą podporządkowania się, formą lojalności. Jest to religia dla siebie samej. Religia, która powstaje we mnie, sprowadza się do tego, że to, co głoszę, taką staram się być.
A jednak korzystasz z cytatów biblijnych w swoich tekstach.
Tak. Szczególnie Stary Testament jest dla mnie interesujący. Stary Testament, na którym tak wiele religii jest opartych. Z jednej strony widzimy tam Księgę Kapłańską, gdzie mamy bardzo wyraźnie przedstawione prawo Talionu wyznaczające to, co czyste i nieczyste. Z drugiej strony mamy Psalmy. W Psalmach widzimy ludzi, którzy płaczą pogrzebani żywcem. Można w ten sposób mówić o pewnym geograficznym wymiarze Starego Testamentu, rozpatrującym różne aspekty życia człowieka. Zdaję sobie sprawę, że Stary Testament był pisany przez wielu ludzi, dlatego prezentuje tyle różnych opinii. Stąd rodzą się różnorodne interpretacje i całe pomieszanie. Szczególnie, jeśli ktoś chce w tym odnaleźć jakąś spójność logiczną. Skoro więc sataniści z Kościoła Katolickiego mogą używać Starego Testamentu, czemu nie miałabym tego sama czynić?
Odnoszę jednak wrażenie, że przynależysz do tradycji religijnej, tyle że jest to tradycja ustnego przekazu, która była zawsze w niezgodzie z tradycją pisemną różnych Ksiąg Prawa. Co byś powiedziała na takie określenie, że jesteś przedstawicielką tradycji ustnego przekazu tego, co stłumione, tego, co “znajduje się poza”?
Absolutnie bym się zgodziła z takim określeniem. Jeśli miałabym jakoś określić swoją twórczość, powiedziała bym że tworzę własną mszę, liturgię. Kiedy patrzę na Pendereckiego, to widzę że bierze on różne elementy z literatury, które go inspirują, ze Starego Testamentu i innych źródeł. Łączy je i tworzy nową liturgię. Dokładnie to samo robię ja. Dlatego odwołuję się do tekstów Baudelaire’a, Nervala, Passoliniego, do Psalmów i w ten sposób staram się stworzyć coś, co odzwierciedla moją religię, moją liturgię.
A jakie znaczenie dla tej liturgii, dla tej tradycji ustnej będzie miało twoje greckie pochodzenie? W twojej książce widać całe strony zapisane po grecku.
Właściwie, trudno jest to określić. Myślę, że równie dobrze mógłbyś zadać to pytanie Polakowi. Pewnie najważniejszy jest kontekst najbliższej rodziny, to, gdzie się wychowałeś, to, w jaki sposób rodzice reagowali na ciebie, z jakim spotykałeś się gestami, z jaką tradycją, w jaki sposób komunikowane były tobie pewne rzeczy – wszystko to uczy cię jakiegoś sposobu postrzegania rzeczywistości.
Z drugiej strony, kiedy patrzymy na tradycję grecką, w szczególności na greckich tragików, to widzimy że owi greccy tragicy odwoływali się do konkretnej sytuacji politycznej, nawiązywali do niej i pokazywali w sposób, w jaki ją rozumieli. W ten sposób rozumiana tradycja grecka jest mi bardzo bliska i z pewnością mogę w niej się umieścić. Z tej perspektywy można by powiedzieć, że jest to “obsceniczne” urodzić się w Ameryce, gdzie na każdym kroku spotykamy się z tendencją, żeby wszystko uczynić prozaicznym i jak najbardziej sentymentalnym.
Czy pamiętasz, kiedy zaczęłaś śpiewać?
(Śmiech) Kiedy tylko do tego doszło, mój ojciec powiedział, że natychmiast powinnam przestać. Sądził bowiem, że piosenkarki nie są wcale artystkami, ponieważ tak naprawdę są kurwami.
Jakie znaczenie dla twojej twórczości ma prowokacja artystyczna?
Nie mam pojęcia. Być może jest to po prostu mówienie tego, co myślisz. Widzisz, problem ze mną jest taki, że już sam dźwięk wywołuje irytację. Nie tworzę przyjemnej muzyki, która niesie niemiłe przesłanie. Prowokuję już na poziomie dźwięku, ponieważ uważam, że sam dźwięk jest przesłaniem. Kiedy więc ktoś robi muzykę do piwa, niechaj nie wmawia mi, że może się za nią kryć jakiś głęboko wywrotowy filozoficzny i polityczny przekaz. Jest to tylko pieprzona muzyka do piwa. Ludzie mówią: “Diamanda, gdyby tylko twoja muzyka była bardziej łagodna, łatwiejsza do słuchania, wtedy i twój przekaz byłby bardziej zrozumiały, znacznie lepiej słyszalny przez ludzi”. Odpowiadam im, że jestem Diamandą i nie muszę okradać siebie, żeby być zrozumiałą dla mas. Na świecie istnieje mnóstwo gwiazdek pop, które próbują udawać, że są zainteresowane ludźmi. Mamy takich ludzi jak Madonna i tym podobne, osoby, które sprzedają tysiące płyt. Dlaczego miałabym być jedną z nich. Nie to jest moim powołaniem.
William Burroughs napisał kiedyś tekst o tym, jak dźwięk może rozbijać wyuczone struktury nawyków. Ta tradycja stosowania dźwięku jako broni jest bardzo bliska muzyce industrialnej. Jaki jest twój stosunek do twórców tego nurtu?
Oczywiście, zgadzam się z Burroughsem. Był jednym z moich przyjaciół. Kiedy muzyka staje się zbyt przewidywalna, traci swoje oddziaływanie. Zazwyczaj głos jest czymś takim przewidywalnym. Kiedy zaś słyszy się łomot młotów pneumatycznych, dźwięk pił tarczowych i innych podobnych urządzeń, wtedy ta przewidywalność znika. Ale można to samo uczynić z głosem. Można spróbować być nieprzewidywalnym, odpowiednio modulując swój głos. Choć oczywiście trudno jest znaleźć miejsce, gdzie można by przećwiczyć ten rodzaj śpiewania, ponieważ bardzo szybko pojawia się policja. Ale równocześnie znam takie zespoły industrialne, których muzyka jest bardzo, bardzo słodka.
Czy można być heretykiem w show-biznesie?
(Śmiech) Oto moja odpowiedź.
Rozmawiał: Dariusz Misiuna