KRÓTKI TEKST O WOLNOŚCI 0
KRÓTKI TEKST O WOLNOŚCI

Pewnego razu rabin Koan rzekł:

Poszukiwanie gorącej linii z Niebem w tym świecie pozorów stanowi wyprawę z góry skazaną na niepowodzenie. Poszukiwanie nie zepsutej instytucji, osoby ucieleśniającej dobro i prawdę, książki, nauk, miejsca, sposobu życia, który odpowie na wszelkie pytania jest ślepą uliczką, prowadzącą na manowce istnienia.

O wiele lepiej jest przyglądać się sobie, traktować każdą próbę życiową jako wyzwanie do zachowania spokoju. I postrzegać wszystkie ciekawe osoby, piękne miejsca i ekscytujące style życia jako drogowskazy mocy w nas zaklętej.

A wtedy nadejdzie taki dzień, gdy przestaniemy szukać świętego gruntu, ponieważ święty grunt znajduje się zawsze pod naszymi stopami, choć jawi się czym innym. Doszukujcie się prawdy w wierzchołkach drzew, a potkniecie się o korzenie wystające ze ścieżki.

Życie rozwija się w czasie i przestrzeni. Czas wyznacza nieuchronny cykl przemijania, objawiający się narodzinami, dojrzewaniem, starzeniem się i śmiercią. Czas stwarza i niszczy, jak indyjski bóg Sziwa, Lucyfer w tradycji judeochrześcijańskiej, czy prawie wszystkie bóstwa buddyzmu tybetańskiego, posiadające formę łagodną i groźną. Jesteśmy wobec niego bezsilni, ponieważ przynależymy do świata przyrody, w którym coś musi umrzeć, by coś nowego mogło zacząć żyć. A zatem czas jest strażnikiem równowagi. Wyznacza równe prawa dla wszystkich gatunków roślinnych i zwierzęcych. Pośród nich tylko człowiek stara się go przechytrzyć. Dopomaga mu w tym wyobraźnia. Już od niepamiętnych czasów ludzie poszukiwali panaceum zapewniającego nieśmiertelność. Dla jednych cudowną receptą na nieśmiertelność było życie wieczne. Inni poszukiwali eliksiru życia, cudownego leku, który uczyni śmierć obojętną. Ci pogromcy czasu nie zdawali sobie sprawy z tego, że wpadli w pułapkę własnej niemożności. Nieustannie rozmyślali o tym, jak uniknąć śmierci, a czas im upływał i ani się nie obejrzeli, a było po wszystkim.

Młodość i starość, zdrowie i choroba – to tylko funkcje czasu, na które nie posiadamy zbyt wielkiego wpływu. Życie rozwija się jednak również w przestrzeni. Tylko w przestrzeni możliwy jest ruch, bez niej nie moglibyśmy zaistnieć. O ile więc czas wyznacza nam linię życia, jej zagospodarowanie zależy od przestrzeni, w której się poruszamy. Wszystkie gatunki, roślinne i zwierzęce, dążą do poszerzenia własnej przestrzeni życiowej, potrzebują miejsca, w którym by mogły rozkwitać. Rośliny usychają, kiedy im braknie przestrzeni. Toczą subtelną rywalizację o nawet najmniejszą piędź ziemi. Na przyspieszonej taśmie filmowej ten bój o terytorium staje się bardzo wyraźny. Nikną wszystkie złudzenia, które skłaniają nas ku twierdzeniom o pokojowej egzystencji roślin.

Wśród istot zamieszkujących ziemię, człowiek stanowi najbardziej skomplikowany i najbardziej niezrozumiały przypadek. Dzieje się tak z tej to przyczyny, że człowiek jest istotą symboliczną i nie potrafi żyć, kiedy czuje, że jego życie nie ma znaczenia. Inne istoty istnieją dla istnienia. Człowiek istnieje zawsze po coś. Nawet najwięksi nihiliści, czy zbrodniarze tego świata racjonalizowali sobie swoje występki. W swoich zbrodniach i zaniechaniach doszukiwali się celowości. Musieli je czymś uzasadnić. Nie mogli po prostu zamilknąć. Właściwie wszelkie problemy ludzkie da się sprowadzić do poszukiwania znaczenia. Jak zauważa Robert Anton Wilson: “Psy nas nie rozumieją. Siedzimy w kręgu i godzinami do siebie szczekamy, kiedy nie ma nic do wyszczekania. Przyjrzyjcie się, jak bardzo zmieszane są psy na przyjęciach. Przyglądają się nam szczekającym zupełnie bez celu.”

Człowiek porusza się nie tylko w przestrzeni fizycznej, ale i w przestrzeni wyobraźni. Swoboda ruchu w obu tych rejonach nazywana jest wolnością. Posiadamy tyle wolności, ile potrafimy sobie stworzyć. Jako istota symboliczna, człowiek myśli słowami. To one właśnie wyznaczają zakres naszego doświadczenia. Wszelkie rozróżnienia między tym, co rzeczywiste, a złudne, między tym, co oczywiste, a niemożliwe, wynikają tylko i wyłącznie z przyjętego przez nas słownika. A nasz słownik, z kolei, zależny jest od wychowania, jakie otrzymaliśmy w rodzinie, szkole i na podwórku. Jedni z nas dopatrują się sensu życia w istnieniu jednego zwierzchnika wszechświata, którego nazywają Bogiem. Dla innych słowo Bóg to tylko trzy, nic nie znaczące litery. Podobnie zasada dotyczy wszystkich wyobrażeń. Najpierw jest słowo, potem wyobrażenie. Można by zatem wnioskować, że wolność ludzka zależy od pojemności naszego słownika. Tak właśnie sądzili surrealiści, którzy postulowali poszukiwanie cudowności w każdym przejawie codziennego życia. Należy otworzyć się na świat doświadczenia i nie przeczyć niczemu, co nam się objawia.

Zawsze zdumiewało mnie, jak szybko światli obrońcy wolności jednostek negowali możliwość istnienia czegokolwiek wymykającego się ich rozsądkowi. Nazywali zabobonem gusła, czary, a w czasach współczesnych takie zjawiska, jak UFO. Być może, UFO to tylko trzy litery, ale jeśli będziemy negowali możliwość zaistnienia takiego zjawiska, to nigdy go nie ujrzymy. Nasze umysły kierują się bowiem ścisłymi mechanizmami selekcji danych. To, co nasze zmysły postrzegają, filtrowane jest przez kalki znajdujące się w naszych mózgach. A kalki te są stworzone ze słów. Im więcej będziemy mieli uprzedzeń, tym mniej doświadczymy, tym mniej cudowne będzie nasze życie. Tak zwana wolność wewnętrzna płynie zatem z tego, że pozwalamy otworzyć się przestrzeni doświadczenia i nie zawężamy jej przedwcześnie sformułowanymi sądami.

Niestety, grubą przesadą byłoby sądzić, że wystarczy dopuścić możliwość istnienia wszystkich słów, by uzyskać wolność wewnętrzną. Doświadczenie wewnętrzne jest tylko wtedy możliwe, kiedy uznamy, że te słowa nie są odbiciem rzeczywistości, lecz tylko jej mapą. Kiedy bowiem przeprowadzamy równanie SŁOWA = RZECZYWISTOŚĆ, w najlepszym razie wpadamy w pułapkę dogmatyzmu, który nie pozwala nam dystansować się wobec rzeczywistości i samych siebie. Stajemy się “fanatykami słusznej sprawy” i balansujemy na granicy paranoi. Piszę to w trybie warunkowym, ale opisywane przeze mnie postępowanie dotyczy znakomitej większości populacji zamieszkującej Ziemię. Stąd biorą się wojny religijne, dyskryminowanie mniejszości mówiących innymi językami (narodowych, seksualnych, kulturowych) i marginalizowanie zjawisk uważanych za niepożądane.

Człowiek w poszukiwaniu znaczeń, chwyta się mapy, która pozwala mu kierować się po świecie. Zapomina o tym, na co wskazywał Alfred Korzybski, że “mapa to nie terytorium”. Popełnia błąd opisywany przez Buddę następującymi słowami: “Człowiek rozpoczynający długą podróż widzi przed sobą rozpościerającą się wodę. Nie ma przy sobie łodzi ani mostu. Musi zbudować czółno z trawy i gałęzi. Kiedy przekroczy wodę, to czółno staje się dla niego bardzo cenne i myśli je nosić ze sobą przez całe życie. Czy jest to mądry sposób postępowania? Czy nie lepiej pozostawić je w suchym miejscu dla następnych ludzi? Po to właśnie nauczam dharmy, doktryny. Służy ona przekraczaniu, a nie trzymaniu się jej. Porzućcie na bok nawet te wzniosłe stany umysłu i pamiętajcie, by nie dźwigać ze sobą czółen.”

Strażnicy dogmatów, piewcy prawdy nie dostrzegają, że prawda jest czymś subiektywnym dla każdej jednostki, ponieważ nikt z nas tak naprawdę nie mówi tym samym językiem. Wypowiadamy te same słowa, ale rozumiemy je w odmienny sposób. Nasza wolność wynika z tego, że potrafimy to dostrzec. Kiedy zaś jesteśmy zaślepieni przyswojoną sobie mapą i staramy się gwałtem narzucić ją innym, niszczymy otaczającą nas przestrzeń doświadczenia.

Ludzie dzielą się na koczowników i osiadłych. Osiadli tworzą cywilizacje, zajmują się rozwojem technicznym, podbojem i tworzeniem instytucji państwa. Koczownicy nie walczą o nic, gdyż dryfują w przestrzeni i daleki jest im terytorialny szowinizm. Ich ojczyznami są strefy tymczasowego postoju, a rodzinami inni ludzie “w drodze”. Koczownik może się osiedlić, lecz człowiek osiadły nigdy nie zostanie koczownikiem, gdyż zawsze poszukiwać będzie czegoś stałego, stabilnego, jakiegoś “centrum” w przestrzeni, gdzie mógłby wejść we wspólnotę z innymi i zostać przez nich “pochłonięty”. Koczownik dobrze się czuje sam ze sobą, gdyż owo “centrum” ma w sobie, a nie szuka go na zewnątrz. Podróże pomagają mu lepiej zrozumieć siebie i świat go otaczający. Porusza się poza społeczeństwem, nieraz na jego marginesie.

Ludzie osiadli dziedziczą w spadku mapy rzeczywistości, które uważają za prawdziwe i jedyne. Wolność jawi im się jako możliwość poruszania się w obrębie tych map. Jest zatem pochodną przyjętych przez nich dogmatów. Starają się odrzucać wszelkie fakty, które burzą im ten ład poznawczy, a jednostki nieprzypisane mapie nazywają: “anarchistami”, “dewiantami” i “sługami diabła”. Czynią to z lęku, albowiem boją się, że ich mapa się rozmaże. Boją się utraty własnej tożsamości, która jest na stałe im przypisana. Koczownik również korzysta z mapy, ale jest to raczej szkic, na który nakłada kolejne poprawki wyniesione poprzez doświadczenie. Nie boi się jej zmieniać, albowiem się z nią nie utożsamia. Woli podróżować w przestrzeni doświadczenia, aniżeli jeździć palcem po mapie.

Z wolnością wewnętrzną jest tak jak z medytacją: “Medytacja jest bardzo dobra do uspokojenia umysłu, pod warunkiem, że ma się na tyle spokoju umysłu, by medytować” (Camden Benares). W przemożnej zatem mierze nasza wolność wewnętrzna uzależniona jest od świata społecznego, w którym żyjemy. Świat współczesny staje się coraz bardziej nomadyczny, przygodny, ale nadal rządzą nim reguły osiadłego trybu życia. należy wszakże pamiętać, ze jest to świat, który współtworzymy. I tylko od nas zależy, czy spełnią się słowa indyjskiego jogina, Sri Anirvana: “Człowiek rozwija się. Nadejdzie jeszcze dzień, kiedy ujrzymy duchową demokrację. Każdy będzie stał na własnych nogach i mówił do drugiego: “Bracie!” Nie będzie mistrzów, guru – nauka, logika, demokracja ku temu zmierzają. Kiedy człowiek nauczy się być duchowo wolnym od wszystkich dogmatów, nie będzie opierał się na czymkolwiek innym od swoich stóp. Dopiero wtedy zstąpi na niego duch wolności, a niebo i ziemia staną się jednym.”

Dedykuję te słowa tym wszystkim, którzy sądzą, że w imię “słusznej sprawy” można naruszać wolność innych, tym wszystkim, którzy “w trosce o dobro czytelnika” pozwalają sobie cenzurować niepoprawne teksty. Być może zrozumieją, że w ten sposób oszukują samych siebie i tłamszą własną wolność.

Dariusz Misiuna

Tekst ukazał się w miesięczniku “Wegetariański Świat”, nr 1/1997.

 

Komentarze do wpisu (0)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl