Jedną z najstarszych praktyk dotyczących ludzkiej cielesności są samookaleczenia. Jakimś dziwnym trafem losu homo sapiens sapientis lubi zadawać sobie ból, co w zupełności odróżnia go od innych gatunków i czyni wyjątkowym pośród świata przyrody. Okaleczanie się może przybierać różne formy, które wynikają z medycznych, estetycznych i religijnych motywacji. Nie sposób też zapomnieć o tym, że we współczesnych czasach zwykle głównym celem takich praktyk jak skaryfikacje, czy kolczykowanie jest czysta rozkosz, przeżywana podczas samego aktu przekłuwania skóry bądź też (oraz) w trakcie dalszych jej stymulacji. Co jednak można powiedzieć o tak “radykalnych” aktach samookaleczenia jak amputacje, gdy nie przyświeca im cel medyczny? Jakie są motywacje ludzi, którzy wyjmują sobie oczy, obcinają członki i pozbywają się genitaliów?
Wbrew powszechnym wyobrażeniom moda na amputacje nie jest produktem XX wieku. Wręcz przeciwnie, dopiero w naszym stuleciu zaczęto postrzegać rozmaite praktyki amputacyjne jako oznaki dewiacji bądź chorób psychicznych. Jest to po części skutek wpływów, jakie od ubiegłego wieku zdobyła sobie nauka o zdrowiu psychicznym, która wszelkie próby modyfikacji ciała (nie mówiąc już o tak drastycznych aktach jak amputacje) uznaje za wyraz narcyzmu bądź zaburzeń tożsamości. “Nauka” ta wychodzi od bardzo nienaukowego, chciałoby się wręcz powiedzieć “religijnego” założenia, że nie powinno się zmieniać tego, czym nas obdarzyła natura. Innymi słowy, wszelkie próby przekształcania swej cielesności są zbrodnią przeciwko naturze.
W przypadku fenomenu autokastracji, który sięga przecież czasów starożytnych (Asyria, Babilonia), psychiatria zajmuje dość zdecydowane stanowisko, uważając go za rodzaj reakcji na podświadome dążenia autodestrukcyjne. Według dr Karla Menningera, wszelkie akty samookaleczenia są kompromisami, które płaci się za uniknięcie całkowitego unicestwienia. Są formami wykupu, jakie stosuje ego wobec podświadomego instynktu śmierci. Psychiatrzy uważają, że to wewnętrzne rozszczepienie jest oznaką schizofrenii. Jako dowód podają fakt, że ludzie dokonujący samookaleczeń często robią to pod wpływem “wewnętrznego głosu”. Trudno tu jednak nie przyznać racji dr Julianowi Jaynesowi, który zauważa że jeszcze do niedawna słuchanie się swego “wewnętrznego głosu” było czymś absolutnie normalnym. Co więcej, ludzie słuchali się go w sytuacjach kryzysowych i przy podejmowaniu ważnych decyzji. Ten głos był ich bogiem. Dopiero w ciągu ostatnich trzech tysięcy lat nauczono się go ignorować, a tym samym zaczęto lekceważyć przekazy płynące z prawej półkuli mózgu. Można więc powiedzieć, że “schizofrenicy” to ludzie, którzy narodzili się za późno, gdyż zachowują się dokładnie tak, jak to robili nasi przodkowie trzy tysiące lat temu.
W starożytności kastracji poddawali się przede wszystkim kapłani. Pierwszymi kapłanami-eunuchami byli wyznawcy sumeryjskiej bogini-matki Inany sprzed 3000 r. p.n.e. Inana była sumeryjską Wenus, patronką miłości i płodności. Jej krwiożercza siostra, Ereszkigal, pewnego razu uwięziła ją w świecie podziemnym. Było to królestwo śmierci i bezpłodności, do którego wstępu nie miał żaden śmiertelnik. Dlatego kapłan Inany, aby wydobyć ją z opresji, poprosił boga-wody Enki o stworzenie dwóch istot bezpłciowych, które mogły zstąpić do świata podziemnego i uwolnić stamtąd boginię. Dzięki temu podstępowi bogini udało się wrócić do świata ludzi. A dla upamiętnienia tego wydarzenia jej kapłanami byli odtąd kastraci.
Obyczaj kastrowania kapłanów znali również Grecy. Jak zauważa Karlheinz Deschner: “Wstrzemięźliwości seksualnej w najradykalniejszej formie podlegali kapłani bogini Kybele, których poddawano rytualnej kastracji, posługując się przy tym ostrą glinianą skorupą lub ostrym kamieniem, co wskazuje na bardzo odległe początki tego obyczaju. Odcięty członek ofiarowywano bóstwu – pierwotnie zapewne w celu przydania mu mocy”. Kult Kybele osiągnął apogeum w czasach Cesarstwa Rzymskiego. Kastracja była wtedy w modzie i prawie każdy obywatel rzymski posiadał służącego eunucha.
Niechętne seksualności chrześcijaństwo sympatyzowało z eunuchami. Wielu z nich powoływało się na ten cytat z Ewangelii św. Mateusza: “Albowiem są trzebieńcy, którzy się takimi z żywota matki urodzili, są też trzebieńcy, którzy zostali wytrzebieni przez ludzi, są również trzebieńcy, którzy się wytrzebili sami dla Królestwa Niebios”. Jeden z Ojców Kościoła, Orygenes, pozbawił się męskości w 208 roku n.e., a liczni biskupi Kościoła Wschodniego byli eunuchami. Chrześcijański pogląd na temat kastracji najlepiej obrazują słowa Petera Abelarda, wielkiego francuskiego teologa z XI wieku: “Jakże mam się martwić, skoro wiedziony łaską bożą oczyściłem się z tych niecnych członków? Cóż może być lepszego od pozbycia się narzędzia nieczystości i zmierzania ku boskiej doskonałości?”
Kultura europejska uczyniła z kastracji synonim czystości i pobożności. Warto jednak pamiętać, że nie wszędzie tak bywało. I tak, na przykład, w Chinach kastraci pełnili funkcje wysłanników cesarskich, dworskich spowiedników, a nawet szpiegów. Ich wpływy na dworze były tak znaczące, że stanowili realne zagrożenie dla biurokracji. W okresie baroku, we Włoszech kastrowano młodych chłopców, którzy mieli zostać śpiewakami. Wielu z nich, jak żyjący w XVIII wieku Farinelli, zrobiło oszałamiającą karierę. Farinelli nie był jednak wcale ostatnim kastratem, jak błędnie głosi tytuł popularnego filmu. Moda na kastrację miała wybuchnąć tuż przed jego śmiercią, w imperium rosyjskim.
XVIII-wieczna Rosja targana była licznymi niepokojami społecznymi, które wytworzyły apokaliptyczny nastrój sprzyjający rozwijaniu się różnych sekt religijnych. Jedną z nich byli skopcy, czyli “rzezańcy”. Przywódca skopców, Kondrad Seliwanow, głosił że stosunek płciowy jest grzechem pierworodnym ludzkości. Jeździł więc po całej Rosji i namawiał napotykanych chłopów, żeby się “wybielili” i odcięli owo narzędzie grzechu, czyli członka. Kastracja miała być “chrztem ognia” prowadzącym do raju. Skopcy posiadali dwa rodzaje chrztu ognia. Dla mniej odważnych przeznaczony był chrzest zwany “małą pieczęcią”, który polegał na obcinaniu tylko jąder. Miał on posiadać rangę anielską, podczas gdy rangę archanielską posiadał chrzest “wielkiej pieczęci”, czyli usunięcie członka. Posługiwano się przy tym bardzo prostymi narzędziami, nożem i serwetką, jednakże zdarzali się tacy zapamiętali skopcy, którzy w porywie religijnego uniesienia obcinali sobie członka siekierą.
Obyczaj skopców obejmował też kobiety. I tutaj również istniały dwie klasy święceń, niższa i wyższa. W pierwszym przypadku ogniem i żelazem wypalano sutki, bądź amputowano kobietom piersi. Co bardziej odważne i pobożne z nich pozwalały sobie obcinać wargi sromowe i łechtaczkę. Obrzędy skopców odbywały się zwykle w sobotnią noc. Prowadzącym był zawsze “prorok”, którym mógł zostać każdy, kto namówił dwanaście innych osób do poddania się kastracji. Skopcy zbierali się w największej tajemnicy, a jeśli trafił się podczas obrzędu jakiś przypadkowy obserwator, chwytano go, przywiązywano do krzyża i kastrowano.
Gorliwość religijna, z jaką skopcy głosili swą wiarę poruszyła nawet cara, Aleksandra I, który otoczył ich opieką finansową. Nie podobało się to cerkwii prawosławnej, która przy pomocy licznych intryg zmniejszyła wpływy sekty. Po śmierci Seliwanowa jego uczniowie zmienili nieco nauki swego mistrza. By przyciągnąć do sekty nowych wyznawców, ustalono że każdy z jej członków może mieć dwójkę dzieci, zanim będzie musiał poddać się kastracji. Niektórzy skopcy zgadzali się też, by ich żony miały kontakty seksualne z innymi mężczyznami. Biedne dzieciaki, oddawano w ręce sekty i jednym machnięciem noża pozbawiano cennych narządów.
W połowie XIX wieku kult skopców objął wszystkie zakątki Rosji. Kiedy zaś car Mikołaj przeprowadził na nich nagonkę, ich wiara i praktyki rozprzestrzeniły się na całe Bałkany, aż po Turcję i Liban. Na skoptyzm nawracały się całe klasztory, w których więzieni byli członkowie sekty. A o tym, że urok kastracji musiał być nieodparty niechaj świadczy fakt, że mimo tak poważnych oskarżeń i prześladowań, skopcy istnieją po dziś dzień w niektórych rejonach Rosji i Rumunii. Mają też swoich naśladowców w bardziej “nowoczesnych” sektach. Kiedy rok temu ufologiczna sekta “Wrota Niebios” popełniła zbiorowe samobójstwo w celu dostania się na statek kosmiczny, który rzekomo miał lecieć tuż za zbliżającą się do Ziemi kometą Hale-Boppa, przy zwłokach samobójców nie znaleziono genitaliów.
Szacuje się, że we współczesnych Indiach żyje przeszło milion eunuchów. Większość z nich to tzw. “hidżra”, którzy zarabiają na życie żebraniem, prostytucją i…. usuwaniem “pecha”. “Hidżra” tworzą własne społeczności, rządzące się swoimi prawami i regułami życia. Można do nich przystąpić, poddając się kastracji, która wykonywana jest na świeżym powietrzu, na oczach całej wspólnoty. Obrzędowi kastracji towarzyszą śpiewy i tańce zgromadzonych. Przyszły eunuch otrzymuje jako znieczulenie narkotyk, a jego genitalia obcinane są jednym cięciem noża. Zaraz po operacji nie wolno mu odpoczywać ani zapaść w sen. Obyczaj wymaga, by przez równą godzinę chodził świętując swój nowy stan.
Co dziwne, mimo tak niehigienicznych warunków, w jakich odbywają się kastracje “hidżra”, cechuje je bardzo niski stopień śmiertelności. Czyżby to wiara trzymała ich przy życiu? Hipoteza ta wydaje się być całkiem prawdopodobna. Obrzędy kastracyjne “hidżra” przepełnione są ekstazą, a członkowie tej społeczności na wzór dawnych wyznawców Kybelle, oddają cześć bogini, którą jest Behucziara Mata. “Hidżra” noszą krzykliwe stroje i zachowują się jakby byli w transie. Gromadzą się na stacjach kolejowych, gdzie proszą przyjezdnych o pieniądze. A gdy spotykają się z odmową, rzucają w ich strony klątwy i obnażają swoje wykastrowane krocza. Część z nich trudni się też nierządem, a ich klientami są zwykle mężczyźni, których nie stać na kobiece prostytutki. To wszystko stanowi jednak skromną część zarobków “hidżra” w porównaniu z pieniędzmi, które otrzymują za usuwanie “pecha”.
Ten dziwny obyczaj wywodzi się z powszechnie panującego przekonania, że nic już gorszego nie może spotkać człowieka od losu eunucha. “Hidżra” ściągają na siebie zły los, który mógłby stać się udziałem innych ludzi. Robią to oczywiście za pieniądze. Kiedy więc ktoś zbuduje sobie dom, zaprasza do niego eunucha, który tańczy w każdym z pokojów, odganiając wszystko co złe. Ku zgrozie bogaczy, grupy “hidżra” często pojawiają się bez zaproszenia na weselach, gdzie odganiają pecha od nowożeńców. Niestety, taka usługa sporo kosztuje, a “hidżra” nigdy nie opuszczają imprezy bez uprzedniej zapłaty. “Hidżra” są zresztą bardzo pomysłowi w wymyślaniu sobie nowych form zarobków. Kiedy więc wraz z coraz większym przeludnieniem Indii młodzi ludzie zaczęli spotykać się na pieszczoty w parkach, “hidżra” postanowili tropić kochanków i żądać od nich okupu.
Tego typu zachowania przyczyniają się do złej sławy, jaka otacza indyjskich kastratów. Skądinąd, ich wpływy w społeczeństwie zdają się rosnąć. “Hidżra” coraz częściej rekrutują nowych członków spośród dzieci urodzonych ze zniekształconymi genitaliami. Kiedy dowiedzą się o takim przypadku, potrafią czekać, aż dziecko osiągnie wiek 12-13 lat, a wtedy gromadzą się przed jego domem i żądają od rodziców, by go wydali.
Ta wymuszona kastracja przypomina trochę zachowania skopców, lecz nie znajduje swoich odpowiedników we współczesnej kulturze europejskiej. W kręgu naszej kultury kastracja jest zjawiskiem marginalnym, które dotyczy zwykle ludzi pragnących zmienić swoją płeć. Wciąż jednak zdarzają się przypadki czystej, nie-instrumentalnej kastracji, płynącej z wewnętrznej potrzeby pozbycia się płci. I oto dr John Money po napisaniu książki o kastracji otrzymał dwa listy od ludzi, którzy opisali mu w jaki sposób pozbyli się męskości.
Pierwszy z nich pisał: “W dzieciństwie niezbyt różniłem się od innych chłopców poza tym, że byłem mniej agresywny. Gdy w wieku sześciu lat odkryłem, że mam jądra, ten fakt bardzo mnie zasmucił i stał się źródłem odczuwanego wstydu. Rok później doznałem pierwszej erekcji na widok ohydnie grubej koleżanki z klasy. Od tego czasu wzwód zawsze kojarzył mi się z uczuciem niesmaku. Nic więc dziwnego, że okres dojrzewania stał się dla mnie pasmem niekończącej się udręki. Musiałem ukrywać swój wstręt wobec płci i powstrzymywać napady żądzy. Kiedy już nic nie pomagało a odraza mieszała się z pożądaniem, postanowiłem pójść na studia biologiczne, by dowiedzieć się o wpływie gruczołów na ludzką psychikę. Wtedy to dokonałem wielkiego odkrycia, które stało się źródłem mojej wielkiej nadziei. Okazało się, że kastracja potrafi zredukować podniecenie do minimum. Nie pozostawało mi nic innego, jak wziąć sprawy w swoje ręce. Na początku przypalałem sobie zapałkami wędzidełka penisa i nacinałem je nożykiem. Z czasem nabrałem śmiałości i w 1966 roku odciąłem wędzidełka scyzorykiem. Moje próby pokonania własnej płci nabrały wtedy gwałtowności i częstotliwości. Wielu z nich towarzyszyły błędy w sztuce, lecz w 1969 ostatecznie odciąłem sobie jądra.
Niestety, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu zauważyłem jedynie nieznaczne obniżenie popędu, co przypisywałem pozostawionemu penisowi. Zacząłem więc go dręczyć, nacinając jego różne nerwy, aż w końcu przeciąłem nerw grzbietowy. Doświadczyłem wtedy znacznie poważniejszej zmiany niż po odcięciu jąder. Przestałem odczuwać jakiegokolwiek podniecenia. Niestety, towarzyszyły temu zastraszające skutki uboczne. Likwidacja podniecenia okazała się bowiem wstrząsem dla mojego organizmu. Stałem się nagle oziębły, utraciłem radość życia, miałem ataki mdłości. Postanowiłem więc udać się do psychiatry, lecz poza poniżeniem nic od niego nie wyniosłem. Wkrótce, odkryłem że niedokładnie przeciąłem nerw grzbietowy i lewa część mojego penisa wciąż drga, wprowadzając mnie w stan podniecenia. Po tym odkryciu wykonałem kilka nacięć po tej lewej stronie, dzięki czemu uspokoiłem się trochę, a z czasem osiągnąłem pełną równowagę. Mogę teraz powiedzieć, że mimo kilku załamań, prowadzę ustabilizowane życie zawodowe i towarzyskie, a po likwidacji popędu nie odczuwam żadnego wstrętu wobec płci”.
Nieco odmienny charakter miał drugi list od domorosłego kastrata, który we wczesnym dzieciństwie był molestowany seksualnie przez matkę i rozkosz kojarzył z agresją. Chłopiec ten jedyną przyjemność czerpał w sytuacjach, gdy był poniżany, a wieku trzynastu lat postanowił raz na zawsze wykorzenić seks ze swego życia. Niestety, tu również pierwsze próby okazały się nieudane. Gdy bowiem starał się obniżyć popęd poprzez smaganie penisa ręką, osiągnął przeciwny skutek w postaci nagłej erekcji i wytrysku. To połączenie bólu i rozkoszy stało się głównym motywem jego przyszłych eksperymentów. Mężczyzna ten już w wieku dorosłym dokonał kilkunastu nacięć jąder i penisa, które poprzedzał onanizowaniem się. Według jego relacji, onanizm przynosił mu ulgę przed kolejną operacją i służył mu jako środek znieczulający. Co dziwne, obaj mężczyźni wyraźnie twierdzili, że kolejne nacięcia penisa w sposób znaczący polepszyły jakość ich życia.
Podobnie twierdzą liczni zwolennicy kastracji rozsiani po internecie, którzy wychwalają jej zalety zdrowotne. Mówią w tym kontekście o zmniejszonym prawdopodobieństwie wystąpienia zawału serca oraz raka prostaty. Przy odpowiedniej kuracji hormonalnej kastracja może według nich przedłużać ludzkie życie nawet o piętnaście lat, co wykazały badania nad eunuchami w szpitalach psychiatrycznych. Oczywiście, z kastracją wiążą się też liczne niebezpieczeństwa, głównie wtedy gdy wykonuje się ją bez asysty lekarza. Kiedy zaś kastracji nie towarzyszy terapia hormonalna, zwiększa się ryzyko popadnięcia w depresję i zachorowania na osteoporozę. Po udanej kastracji zmienia się też wygląd fizyczny, który staje się bardziej smagły i pozbawiony włosów. Wbrew powszechnym wyobrażeniom, kastracja nie wpływa znacznie na zmianę brzmienia głosu, pod warunkiem że pacjenci przeszli już mutację.
Choć to paradoksalnie brzmi, kastracja nie musi wcale zmniejszać popędu seksualnego. Tak przynajmniej twierdzą zwolennicy niepełnej kastracji, czyli obcinania samych jąder bez penisa. Natomiast Joe Christ, artysta performance, który w latach osiemdziesiątych obciął sobie penisa twierdzi wręcz z wrodzoną sobie bezczelnością, że jest teraz lepszym kochankiem niż był poprzednio, gdyż wykorzystuje wszelkie możliwości jakie dostarcza niegenitalny seks. Jak widać, niezbadane są ścieżki rozkoszy i nigdy nie wiadomo, gdzie czai się popęd. Już przecież dziadek Freud na początku naszego smętnego stulecia stwierdził, że zasada przyjemności obejmuje całe ludzkie ciało, a nie tylko pewien drobiazg w kroczu.
Jest wszakże pewne odstępstwo od tej reguły, o którym warto wspomnieć na koniec, ponieważ dotyczy ono sporej części kobiet w Azji i Afryce. Mowa tu o klitoridektomi, czyli obyczaju obcinania łechtaczek. Ten jeszcze przedmuzułmański zwyczaj praktykowany jest wciąż w Somalii, Egipcie i niektórych rejonach Bliskiego Wschodu. Co roku, tysiące kobiet przymusza się do rytualnej kastracji, by mogły potem służyć jako narzędzie przyjemności dla mężczyzn. Jak podaje WHO, wiele z nich umiera na skutek późniejszych powikłań, spora część prowadzi niewolniczy tryb życia, a prawie całość jest pozbawiona przyjemności z seksu. Tym właśnie kobietom chcę dedykować ten tekst, ze wskazaniem że choć raj moze być bez jaj to jednak piekło jest bez łechtaczek.
Dariusz Misiuna