NARODZINY ZENARCHII 0
NARODZINY ZENARCHII

Fragment książki Kerry W. Thornley Zenarchia.

W czasach, gdy mieszkałem na 77 Ulicy, nie pisałem dużo o zenarchii, rozmyślałem natomiast nad stworzeniem pisma noszącego tę nazwę. Coraz bardziej ograniczało mnie bycie redaktorem naczelnym w gazecie libertariańskiej, tym bardziej, że jej wydawca nie podzielał mojej fascynacji kontrkulturą. Tego lata wszystko zaczęło nie irytować.

Coraz trudniej przychodziło mi, mimo niesłabnącego entuzjazmu, bronienie kultury hippisowskiej, degenerującej się pod ciągłym ostrzałem ze strony policji i mass mediów. W spowitym smogiem Los Angeles życie stawało się nie do zniesienia. Camden Benares sparafrazował wtedy słynne powiedzenie Timothy’ego Leary’ego „podłącz się, dostrój się i odpadnij”, mówiąc: „uciekaj, odlatuj i spierdalaj”.

Powszechne było przekonanie, że życie w mieście nie jest dobre dla ‘headów’. Dawno temu zdążyłem się podłączyć, wydawało mi się nawet, że jestem dostrojony. Pozwalałem sobie na częste wypady do lasu, by na własnej skórze przekonać się, co czai się w dziczy. Dzięki temu przeżyłem całkowicie nowe narkotyczne doświadczenia, wynikające z łaski, jaką obdarza nas natura.

Nie mogłem dłużej czekać. Zacząłem szukać przestrzeni życiowej na obrzeżach Los Angeles tylko po to, by przekonać się, że takowa nie istnieje. Jedyną alternatywę dla megalopolis stanowiły niezwykle drogie rezydencje na wzgórzach lub, ewentualnie, pustynia. Postanowiłem wraz z żoną Carą sprzedać Volkswagena i za uzyskane w ten sposób pieniądze przeprowadzić się na Florydę. Chcieliśmy wynająć lub skonstruować łódź mieszkalną i zwodować ją w Parku Narodowym Everglades.

Udało nam się dotrzeć zaledwie w okolice Tampy na Florydzie, gdzie osiedliśmy na farmie. Zdobyłem pracę po drugiej stronie zatoki i przeprowadziliśmy się do miasteczka. Nie było tam żadnej dziczy, ale przynajmniej nie było widać też smogu.

Pod wpływem lektury pism Czuangzi – jedynej, obok Diogenesa, osoby, której chciałbym być inkarnacją – zacząłem nieregularnie wydawać biuletyn w formacie ulotki. Nazwałem go rzecz jasna, Zenarchią. Za jego pośrednictwem mogłem zachować kontakt ze swymi kalifornijskimi przyjaciółmi.

Zazwyczaj, w zależności od nastroju, pisałem jedną lub dwie strony, wklejałem w nie znaczki wycięte z innych publikacji, a następnie płaciłem miejscowemu drukarzowi, by powielił mi to w dwustu lub trzystu egzemplarzach.

Kiedy jeszcze mieszkałem w Kalifornii, moją ambicją było wydawanie miesięcznika lub kwartalnika. Teraz wydawało mi się to zbyt akcydentalne. Większość moich znajomych wychodziło z podobnego założenia. W rezultacie wydawaliśmy małe biuletyny, stymulując się wzajemnie do dalszej pracy. Na początku lat siedemdziesiątych istniała cała masa takich jednoosobowych wydawnictw, których publikacje, mimo upływu czasu, wciąż się bronią.

Oto niektóre wpisy, które ukazały się w Zenarchii, począwszy od 19 sierpnia 1968 roku:

ZEN to Medytacja.
ARCHIA to Porządek Społeczny.
ZENARCHIA to Porządek Społeczny płynący z Medytacji.

[Zenarchia uznaje, że warunkiem koniecznym dla zniesienia państwa jest powszechne oświecenie. Dopiero wtedy państwo może przestać istnieć, a gdy dojdzie do jego upadku, nikt nie będzie tego żałował.]

„Pewien roszi po stwierdzeniu, że studiowanie zen jest równoznaczne z poznawaniem siebie, zagaił: ‘W Ameryce macie demokrację, co oznacza władzę ludu, sprawowaną przez ludzi dla ludzi. Mnie z kolei zależy na demokratyzacji Japonii. Nie można jej mieć, dopóki ludzie nie poznają siebie. Chińczycy twierdzili, że rząd nie jest do niczego konieczny. Uważam że mieli rację. Kiedy ludzie poznają siebie i urosną w siłę, nie będą potrzebować żadnego rządu. W przeciwnym razie są tylko tłumem, którym ktoś musi rządzić. Z kolei władcy, kiedy nie znają siebie, starają się wywierać presję na otaczających ich ludzi. To proste. Kiedy nie znasz siebie, interesujesz się życiem innych ludzi. Studiowanie zen jest zatem próbą mocnego stanięcia na własnych nogach” (z Matter of Zen Paula Wienpahla, New York University Press, 1964)

Kazanie na haju nr1: Dziura Dogena

[Dogen podążał szlachetną drogą buddów i patriarchów, nie chcąc mieć wiele wspólnego ze światem władców. Tak więc, gdy jeden z jego uczniów przyjął w podarunku dla jego Zendo ziemię od łaskawego Regenta, mistrz wyrzucił mnicha ze swego klasztoru.

Co więcej, Dogen nakazał, by w miejscu, gdzie zwykł medytować ów głupiec, wykopać dwumetrową dziurę.

Zenarchia to tylko nowa nazwa dla czegoś, co istniało od dawna – jest to zarówno nazwa zbękarconego zen, rozkwitającego w ostatnich dekadach niemal w każdym ogródku w USA, jak i również bezimiennego nurtu, płynącego meandrami po ledwie przetartych korytach klasycznego zen, tej niepokornej tradycji nie obawiającej się policzkować cesarza, odmawiającej przyjmowania zaszczytów, celującej koanami w biurokratów, powracającej do pierwotnych słów Laozi: „Kiedy świat przyznaje słuszność tao, bojowe rumaki pracują na roli. Kiedy świat ignoruje tao, na wspólnych łąkach wypasa się zaprzęgi bojowe”.

Tak czy inaczej, historia nie zna większego zenarchisty od Dogena Zenji, ponieważ to właśnie w tej wielkiej dziurze znajduje się pomnik wolności sięgający aż do najgłębszej czeluści pustki.

Sam Dogen wykazał się niebywałą tolerancją w świecie ludzi i buddów. Jego współczucie wobec głupiego mnicha nie znało gra nic, co wszak jest oznaką osoby oświeconej. 4 września 1968 roku ukazała się kolejna ulotka, zawierająca „CYTATY Z PRZEWODNICZĄCEGO LAO”, obejmujące wypowiedzi Laozi:

„W księgach poświęconych strategii napisano: ‘Nigdy nie bądź zbyt skory do okazywania otwartej wrogości’ oraz ‘Nie poruszaj się pospiesznie centymetr do przodu, już raczej bądź gotowy w tył zadać kroku’. Innymi słowy, podczas wojny należy polegać na własnych umiejętnościach, a nie na sile.”

„Kiedy na polu boju spotykają się dwie dobrze wyszkolone armie, zawsze wygrywa ta, która żałuje, że doszło do walki.”

„Dobry dowódca zadaje cios decydujący, a następnie przerywa walkę. Nie boi się domagać należnego sobie szacunku. Zada cios, ale zabezpieczy się przed własną arogancją. Uderza z konieczności, a nie z żądzy zwycięstwa.”

„Oręż i zbroja to żadne błogosławieństwo. Prawdziwi mężczyźni nie tylko się ich brzydzą, ale traktują je jak klątwę i dlatego wolą na nich nie polegać.”

„Nauczam tego, czego nauczali moi poprzednicy – ludzie władczy i agresywni rzadko umierają naturalną śmiercią. Wiedza ta stanowi fundament mojego dzieła.”

„Każdy, kto stara się władać sobą lub innymi, wcześniej czy później stanie się frustratem, ponieważ będzie się mu wymykać wszystko, czego się tylko tknie. Mędrzec nie wykonuje podobnych ruchów. Nie popełnia błędów. Nie ma nic do stracenia, a zatem żyje w zgodzie ze sobą.”

„Ten, kto zamierza przejąć władanie nad jakimś państwem i przekształcić je zgodnie ze swoim planem, jest z góry skazany na porażkę. ‘Ludzkość’ to pojęcie abstrakcyjne. Nie da się go dostosować do własnych wyobrażeń. Każdy władca-reformator ma do czynienia z różnego rodzaju ludźmi. Niektórzy z nich są tacy, jacy się wydają, inni skrywają się pod pozorami. Niektórzy przychodzą mu z pomocą, inni się opierają. Niektórzy są silni i odpowiedzialni, na innych nie można polegać. Dlatego mędrzec nigdy nie zabiera się za rzeczy i nie usiłuje zreformować człowieka. Zamiast tego zajmuje się przemianą siebie samego. Daje przykład innym. Nigdy nie zmusza nikogo do niczego.”

„Mimo iż nic nie jest bardziej delikatne od wody, to właśnie ona najlepiej potrafi atakować twarde substancje. W podobnysposób ludzie nie posiadający władzy potrafią pokonać możnowładców. Silnych zwyciężają delikatnością. (W gruncie rzeczy każdy o tym wie, ale nikt nie korzysta z tego w praktyce.) Tak więc Mędrzec akceptuje hańbę swego kraju, stając się w ten sposób prawdziwym patriotą. Wykazuje się niezmąconą cierpliwością i z tego powodu warto za nim podążać.” (Tao Te Cing Laozi w przekładzie Ho Szi Mina.)

Następna Zenarchia, wydana 16 września 1968 roku, rozpoczynała się poematem, który napisałem tuż przed wielkanocnym Love-In w 1967 roku:

Postaw wszystko na czystą poezję!
Niech zew anarchii w twym życiu zagości!
Wzbogać się o radość i finezję;
Nie bój się przyjść i zagrać w grę wolności.

 

„Państwa totalitarne wiedzą, jak wielkim zagrożeniem mogą być dla nich artyści. Mają słuszne przeczucie, jakkolwiek kierują się błędnymi przesłankami, że każda sztuka jest propagandą. Dlatego też wszelka sztuka, która ich nie popiera, musi działać na ich niekorzyść. Intuicja podpowiada im, że artyści nie są nieszkodliwymi ekscentrykami, tylko ludźmi, którzy pod pozorem tworzenia błahostek odkrywają nowe poziomy rzeczywistości. Jeżeli więc wyzwolony artysta nie chce być rozerwanym na strzępy, pragnąc uniknąć losu Orfeusza, musi dobrze opanować strategię obrony. Musi nauczyć się ukrywać swoje odkrycia tak dobrze jak w dżudo taoizmu i zenu. Musi nauczyć się ‘jawić wszystkim dla każdego’, ponieważ, jak przekonujemy się z dziejów zen, każda czynność może prowadzić do wyzwolenia: lepienie garnków, projektowanie ogrodów, układanie kwiatów, budowanie domów, podawanie herbaty, a nawet szermierka. Nie trzeba afiszować się jako psychoterapeuta lub guru. Taka osoba jest artystą we wszystkim co robi, nie tylko dlatego, że robi to pięknie, ale również dlatego że się tym bawi. Posługując się żargonem światka jazzowego, można powiedzieć, że sprawdza się na każdej scenie. Potrafi sobie wytańczyć najśmielszą aranżację – jak lśniące czernią buty czarnego człowieka. Swinguje.” (z: Psychotherapy East and West Alana Wattsa, Random House, 1961)

Pozbądź się ograniczeń i dostrzeż w swym sercu
Kwiaty spowite czarem jak w ślubnym kobiercu.

[Tłumaczenie: Dariusz Misiuna]

 

Komentarze do wpisu (0)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl