Każdy z nas dysponuje ciałem, które jedynie w sytuacjach bólu i przyjemności przypomina nam o swym istnieniu. Na co dzień zanurzeni jesteśmy w swoich głowach, a ciało jawi się nam jako skafander, w którym podróżujemy po obcej planecie. Sytuację rozpęknięcia ciała i umysłu dobrze obrazują religijne mity gnostyckie, według których ciało jest pułapką duszy. Czym jednak jest owa dusza, mózgiem czy też pozamaterialnym umysłem, nie potrafią powiedzieć nawet najbardziej wysublimowane systemy religijne. Antropologia podpowiada nam, że kiedyś ludzie żyli jakby bardziej “w ciele”. Dopiero wraz z narodzinami cywilizacji śródziemnomorskiej coś się rozpękło i ciało stało się “obcym ciałem”. W kulturach pierwotnych istniała mocno zakorzeniona wiara, że poprzez ciało można kontaktować się ze światem duchów i demonów, czyli, innymi słowy, z umysłem. Służyły temu między innymi różne techniki modyfikacji ciała, poprzez które wyzwalano moce drzemiące w ciele.
Spośród technik modyfikacji jedną z najwcześniejszych i najbardziej niezwykłych jest trepanacja. Pojęcie “trepanacja” pochodzi od greckiego słowa “trypanon” i oznaczają dosłownie “świder”. Trepanacja to po prostu operacja wiercenia otworu w czaszce żywej osoby. We współczesnych czasach praktyka ta ma przede wszystkim charakter medyczny. Dokonuje się jej, by usunąć krwawienie po ciężkich urazach głowy lub przy stanach nowotworowych. W przeszłości jednak trepanację stosowano również do innych, pozamedycznych celów.
Praktyka trepanacji towarzyszyła ludzkości od najdawniejszych czasów. Już w pismach Herodota napotykamy wzmiankę o tym, że Libijczycy wypalali dziury w głowach swoich dzieci, gdy te ukończyły czwarty roku życia, “by nie chorowały w późniejszym życiu z nadmiaru zgagi, co w głowie pływa”. Jeśli zaś dzieci dostawały podczas tej operacji drgawek, polewano je moczem kozła. Podobne praktyki stosowano też w innych kulturach afrykańskich, między innymi u Tuaregów, stąd większość historyków uważa, że Herodot pisał właśnie o tym koczowniczym plemieniu, a nie o Libijczykach.
Jednak historia trepanacji sięga znacznie głębiej w dzieje ludzkości. Świadczą o tym szkielety ludzkie odnalezione w ostatnich latach podczas wykopalisk archeologicznych. W ubiegłym roku prasa doniosła, że we francuskim rejonie Alzacji archeolodzy wykopali grób człowieka z czasów neolitu (5 tysięcy lat p.e.ch.) z dobrze zachowanym szkieletem i czaszką, noszącą ślady po dwóch trepanacjach. Jeden z otworów w głowie miał szerokość 5×5 centymetrów i był całkowicie zabliźniony. Drugi otwór miał 8×8 centymetrów i ze względu na swój niesamowity rozmiar zabliźnił się jedynie częściowo. Świadczy to o tym, że pacjent przeżył obie operacje. Ponieważ zaś czaszka nie posiadała żadnych śladów urazów, można sądzić że cel tych trepanacji niewiele miał wspólnego z medycyną. Okazuje się jednak, że trepanację stosowano jeszcze wcześniej, bo już w czasach mezolitu. Taką rewelację przedstawili światu w kwietniu b.r. angielscy naukowcy, którzy przebadali szkielety pochodzące z dawnego cmentarzyska na Ukrainie. Znaleźli tam między innymi jednego “pięćdziesięciolatka” ze śladami po trepanacji, którą przeprowadzono około 9 tysięcy lat temu.
Wydaje się, że trepanacja praktykowana była we wszystkich kulturach świata, choć różne były jej cele i techniki. Wykonywano ją zwykle w celach religijnych i medycznych, dla usunięcia krwawienia wewnątrzczaszkowego, dla zlikwidowania bólu głowy, by wypędzić z głowy złe duchy lub wprowadzić adepta na ścieżkę inicjacji. Posługiwano się przy tym tak rozmaitymi narzędziami, jak zęby rekina, dłuta, może i skalpele.
Pewien misjonarz, William Ellis, wspomina o tym, jak w 1829 roku był świadkiem trepanacji na jednej z wysp Polinezji. Tubylcy przeprowadzili wówczas na jego oczach operację pewnego nieszczęśnika, który rozbił sobie głowę. Wyjęli z jego głowy roztrzaskane kości i włożyli na ich miejsce kawałki skorupy kokosu. Najwyraźniej miały one ze względu na swoją twardość wypełnić ubytek po wyjętej kości. Misjonarz ów przytacza też pewną miejscową historyjkę o człowieku, któremu podczas operacji wyjęto zraniony mózg, zastępując go mózgiem świni. Polinezyjczycy powiadają, że człowiek ten nagle zwariował i szybko zszedł z tego świata! Na Nowej Irlandii trepanacją posługiwano się, by leczyć z obłędu wywołanego “ciśnieniem mózgu”. Stosowano ją także podczas epilepsji i bólów głowy. Również w Europie korzystano z trepanacji. Służyły do niej specjalne trepany, opracowane przez Hipokratesa w zamierzchłej historii.
Widzimy zatem, że trepanacja jako technika lekarska i terapeutyczna posiada długą historię. Skąd jednak pomysł, by nazywać ją modyfikacją ciała? Otóż, okazuje się że trepanacja poza czysto religijnymi i medycznymi względami, może być wykonywana w celu odmłodzenia organizmu. Taką przynajmniej teorię ogłosił w 1962 roku holenderski lekarz, Bart Hughes. Hughes na podstawie obserwacji dzieci i młodzieży doszedł do wniosku, że małolaty posiadają najbardziej pozytywne spojrzenie na świat, co przypisywał otwartości ich czaszek na przepływ krwi tłoczonej z małych z serduszek. Z wiekiem, kiedy przyjmujemy postawę pionową, nasze czaszki powoli twardnieją a siła grawitacji ogranicza przepływ krwi do szarych komórek. Dlatego właśnie, zdaniem Hughesa, tracimy dziecięcą intuicję i świeże spojrzenie na świat, które uwarunkowane są dobrym ukrwieniem mózgu. Słowem, stajemy się bezkrwistymi twardzielami.
Proces ten może ulec odwróceniu, jeśli odnajdziemy sposób na ponowne dokrwienie mózgu i uwolnienie go od niepotrzebnego nadmiaru wypełniającego go płynu mózgowego. Bart Hughes był jednym z tych szczęśliwców, którzy pod koniec lat osiemdziesiątych uczestniczyli jako “króliki doświadczalne” w badaniach nad oddziaływaniem LSD na umysł ludzki. Dzięki temu doświadczeniu dane mu było przeżyć chwile ekstazy i rozkoszy istnienia. Na nowo poczuł się dzieckiem. Doszedł więc do wniosku, że psychodeliki potrafią przywrócić owe prymarne doświadczenie cieszenia się światem. A jako że był naukowcem, przypisywał to doświadczenie konkretnym procesom biochemicznym zachodzącym w mózgu. Hughes stwierdził, że psychodeliki powiększają naczynia włoskowate na mózgu i zwężają żyły, lecz nie tętnice prowadzące do mózgu. W ten sposób krew nie uchodzi z mózgu tak szybko, a jej nadmiar wypiera płyn mózgowo-rdzeniowy, prowadząc do chwilowego poszerzenia się świadomości. Hughes zauważył też, że komórki mózgowe pochłaniają więcej glukozy niż komórki ciała, przez co zwiększonemu poziomowi krwi w mózgu towarzyszy gwałtowne obniżenie się poziomu cukru w ciele. Tym oto zjawiskiem tłumaczył niektóre stany lękowe i napady paranoi występujące po zażyciu LSD. Wierzył, że gdy substancję psychodeliczną zakąsi się cukrem i popije cytrynką, gwarantuje to natychmiastowe poszerzenie się świadomości bez żadnych skutków ubocznych.
Oprócz stosowania psychodelików, Hughes doradzał inne sposoby na ukrwienie mózgu i odwrócenie procesu “zgredowacenia”, a wśród nich: przerzucanie się z gorącego prysznica pod zimny prysznic, stanie na głowie, zażywanie adrenaliny i zaciskanie sobie żył szyjnych, by choć na chwilę powstrzymać krew od odpływania z mózgu.. Były to wszakże doraźne środki o krótkotrwałej skuteczności. Pomysłowy doktorek szukał dalej i znalazł. W chwili natchnienia zamierzał wywiercić wiertarką elektryczną mały otwór u podstawy swego kręgosłupa, by uwolnić się od nadmiaru płynu mózgowo-rdzeniowego. Potem jednak zmienił zdanie i za swój główny cel wybrał czaszkę. Należało uwolnić mózg z więzienia w czaszce, a można to było dokonać tylko dzięki trepanacji.
Bart Hughes rozpoczął więc bezowocne nękanie chirurgów prośbami o to, by wywiercili mu dziurę w głowie. Niestety, żaden z nich nie chciał podjąć takiego ryzyka, mimo wieloletniego wykonywania tego samego zabiegu na stołach operacyjnych. Po kilku latach chodzenia od szpitala do szpitala, postanowił wziąć sprawy we własne ręce i samemu wykonać tę operację. W 1964 roku nabył w sklepie wiertarkę elektryczną, skalpel i igłę hipodermiczną w celu wstrzyknięcia sobie miejscowego środka znieczulającego. Popełnił jednak jeden błąd, mówiąc o swoim planie przyjaciołom, którzy natychmiast zabrali mu wszystkie narzędzia i skutecznie wybili ten pomysł z głowy.
Naiwny ten, kto sądzi że można sprowadzić mistyka z obranej przezeń drogi. 6 stycznia 1965 roku Hughes wyszedł do sklepu po nowe narzędzia, tym razem mówiąc o swoim planie tylko swojej żonie. Po powrocie do domu zapodał sobie silny środek znieczulający i, trzymając jedną ręką wiertarkę a drugą mierząc głębokość odwiertu, rozpoczął trepanację czaszki. Cała operacja trwała zaledwie 45 minut. Jak wspomina Bart, była bezbolesna, choć towarzyszyło jej obfite krwawienie. W ciągu czterech godzin cały płyn mózgowo-rdzeniowy wypłynął z głowy. Po trzech dniach wszystkie rany się zabliźniły. Jedynym śladem po operacji była dziura w czaszce.
Operacja wywołała w pomysłowym doktorku niezwykłą euforię. Nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze! Mówił, że jego “duch rośnie z godziny na godzinę”. Niestety, poniosło go tak bardzo, że chciał całemu światu głosić pożytki płynące z trepanacji, ku powszechnemu zdziwieniu jego bliźnich, którzy wsadzili go do szpitala psychiatrycznego. Hughes przesiedział w szpitalu trzy tygodnie, a jego rewelacje telewizja holenderska niemal natychmiast nazwała “stuprocentowymi bzdurami”.
Doświadczenia dr Hughesa pobudziły jednak wyobraźnię innych, którzy doszli do wniosku, że trepanacja może być dobrym sposobem na oświecenie. Kiedy więc zaraz po wyjściu ze szpitala dr Hughes wyjechał do Stanów, spotkał tam wielu zwolenników swojej teorii trepanacji, w tym Josepha Mellena, który został jego uczniem. Mellen uczestniczył wcześniej w wielu sesjach psychodelicznych, których celem było “otwarcie trzeciego oka” przy pomocy substancji chemicznych. W przeciwieństwie jednak do wielu swoich kolegów, uważał że “trzecie oko” nie jest wcale metaforą, lecz konkretnym miejscem w głowie, które należy otworzyć, by doznać oświecenia. Nie trudno zatem zrozumieć, co musiał czuć, gdy podczas jednej z imprez natknął się na samego specjalistę od otwierania czaszek. Był to znak, że czas się otworzyć.
Joseph Mellen postanowił domowym sposobem dojść do oświecenia. Kiedy więc jego przyjaciółka, Amanda Feilding wyjechała wraz z dr Hughesem do Amsterdamu, zakupił potrzebne narzędzia i w jej londyńskim mieszkaniu zaczął sobie ryć dziurę w głowie. Niestety, ta pierwsza próba trepanacji okazała się fiaskiem, gdyż biedny Joey zamiast wiertarki elektrycznej męczył się czymś na kształt korkociągu. Nie pomogło nawet LSD, które zaaplikował sobie wcześniej dla zwiększenia animuszu. Pierwsza próba ręcznego oświecenia okazała się nieudana. Mellen zrozumiał wtedy, że bez pomocy nie będzie w stanie wykonać trepanacji. Nie musiał długo namawiać dr Hughesa, by pomógł mu w realizacji tego planu. Nie wziął tylko jednego pod uwagę, a mianowicie tego, że Bart Hughes nie zostanie wpuszczony do Wielkiej Brytanii.
Sprawy uległy komplikacji. Czas płynął a Joey Mellen odczuwał coraz potężniejszą potrzebę uwolnienia umysłu z więzienia w czaszce. Tym razem z pomocną rękę przyszła mu Amanda Feilding. Przy jej pomocy wziął trepan i zaczął nim drążyć kość czaszkową. Niestety i tym razem bez skutku. Część czaszki co prawda uległa skruszeniu, lecz zanim trepan zdołał przedostać się do mózgu, Mellen stracił przytomność. Amanda wezwała karetkę i Mellen znalazł się w szpitalu, gdzie dobrali się do niego przerażeni lekarze. Oczywiście, od razu pojawiły się głosy, że Mellena należy zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Na dodatek groziła mu kara więzienia, gdyż znaleziono przy nim drobną ilość marihuany.
Mellen odsiedział tydzień w szpitalu i nie skruszony przystąpił do kolejnej, trzeciej już próby trepanacji. Wykorzystał przy tym spore zamieszanie wynikające z faktu, że większość ludzi myślała, że jego operacja zakończyła się sukcesem. Joseph włożył trepan do bruzdy powstałej na skutek poprzedniej próby i zaczął ją ryć, dopóki nie usłyszał dziwnych odgłosów ze środka: “Wtedy to usłyszałem złowieszczy syk i bulgotanie. Brzmiało to jak bąbelki powietrza, które tłoczą się pod skorupą czaszki. Spojrzałem na trepan i zobaczyłem, że znajduje się na nim kawałek kości. Nareszcie! A jednak cos nie dawało mi spokoju. Jeden koniec kości był grubszy od drugiego. Widocznie, trepan wydrążył kość nierówno. Bałem się jednak drążyć głębiej w obawie o swoje życie. Szkoda ze nie miałem przy sobie wiertarki elektrycznej. Wszystko byłoby wtedy bardziej proste. Amanda twierdziła, że udało mi się otworzyć czaszkę, ponieważ wskazywały na to odgłosy bulgotania. Zabandażowałem głowę i posprzątałem pokój, chociaż nie byłem do końca przekonany co do sukcesu operacji”.
Samopoczucie Mellena było po operacji bardzo dobre, chociaż nie wiedział, czy przypisywać to otwarciu czaszki, czy też radości z tego że wszystko się skończyło. A jako że niepewność nie dawała mu spać po nocy, zdecydował się na radykalne rozwiązanie. Kiedy więc wiosną 1970 roku Amanda Feilding wyjechała do Ameryki, Joseph Mellen ogolił sobie głowę, wziął do ręki wiertarkę elektryczną i… poczuł swąd dolatujący go z gniazdka. Raz jeszcze, poniósł fiasko. Wiertarka się przepaliła. trzeba było czekać aż naprawi ją elektryk. Nazajutrz, Joey przystąpił do ostatecznego ataku na swoją czaszkę, który tym razem zakończył się sukcesem. Oto jak wspomina: “Tym razem nie miałem żadnych wątpliwości. Dziura była naprawdę głęboka i fala krwi zalała mnie, gdy tylko przestałem wiercić. Kiedy podszedłem do lustra, mogłem zobaczyć, jak krew wydobywa się z dziury w rytm uderzeń serca”.
Bramy raju otwarły się przed wytrwałym poszukiwaczem oświecenia, lecz na tym nie skończyła się przygoda trepanacyjna Josepha Mellena. Pełen nowych sił witalnych, Mellen rozpoczął wielką kampanię nawracania innych na ścieżkę trepanacji. Pierwszą osobą, która poszła jego przykładem była Amanda Feilding, która nie tylko sama wywierciła sobie dziurę w głowie, lecz na dodatek pozwoliła sfilmować swoją operację. Powstał w ten sposób film o bardzo znaczącej nazwie “Bicie serca w mózgu”, który przysporzył idei trepanacji rzesze nowych zwolenników.
Amanda i Joey prowadzą obecnie szczęśliwe życie w Londynie. Są właścicielami bardzo popularnej Pigeonhole Galery. Od czasu do czasu jeżdżą też z odczytami na temat pozytywnych skutków trepanacji. W ostatnich wyborach do rady gminy Chelsea Amanda Feilding otrzymała dwa razy więcej głosów co poprzednio i choć głosowało na nią tylko 150 osób, nie jest to wcale mało, zważywszy na fakt że jej głównym hasłem wyborczym była “Trepanacja dla każdego!” Na świecie powstają coraz to liczniejsze stowarzyszenia zwolenników trepanacji. Ludzie “z otwartymi umysłami” zakładają miejsca w Internecie, gdzie dzielą się swoim doświadczeniem. Sam zaś dr Hughes, po burzliwym okresie lat siedemdziesiątych, kiedy był jednym z głównych aktywistów anarchistyczno-dadaistycznego ruchu PROVOS, od kilku lat pracuje w amsterdamskiej bibliotece i nie udziela się publicznie. Pozostanie jednak na zawsze tym, który przypomniał ludziom XX wieku, że każdy może otworzyć sobie klapy w mózgu.
Dariusz Misiuna